poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Dwie siostry / Two sisters.

                                           Photo by: Anka Zhuravleva


Till o wyglądzie zachmurzonego wilka, nie zamierzał tolerować takiego zachowania we własnym domu.
- Dość! - krzyknął i wziął małą Rosmarine na ręce. - Wynoś się z tego domu, ale to już!
Bluszcz, niewzruszona, dalej siedziała na swoim miejscu, zalewając się łzami. Nie było jednak słychać żadnego szlochu ani krzyku, tak jakby łzy spływały po policzku z kamienia. Znachorka wyglądała niczym niewzruszony pomnik i ten widok jeszcze bardziej rozgniewał gospodarza.
Mężczyzna chciał uderzyć starą kobietę, która sprawiała wrażenie obłąkanej. Skąd ona się wzięła? Jakim prawem mówiła takie rzeczy w sypialni ich córeczki, co to wszystko miało do cholery znaczyć?
Przede wszystkim jednak Till bardzo mocno pragnął zapomnieć o tym, co przed chwilą usłyszał. Słów Bluszcz nie dało się jednak cofnąć. Wydawało się, że wiszą nad ich głowami niczym lepka, ogromna pajęczyna.
- Till, proszę cię... - wyszeptała Kloe, ale jego już nie było. Trzaśnięcie drzwi wejściowych oznajmiło, że nie miał zamiaru szybko wracać. Kobietom mignęła w oknie jego zamaszysta postać oraz czerwony kocyk, którym owinął małą. Śnieżyca pochłonęła ich oboje.
Kloe stała nieruchomo obejmując się w talii niczym mała, zziębnięta dziewczynka. Bluszcz, po kilku minutach krępującej ciszy, rzekła:
- To jest to, co zobaczyłam. Nic ponadto, ani nic pomiędzy. Tylko to. Bardzo mi przykro.
- Napije się pani herbaty? - zapytała nagle Kloe, nie wierząc w to, co robi.
- Chętnie. - Bluszcz jakby na to czekała. - Z miodem i cytryną, poproszę.
Staruszka posłusznie poczłapała za gospodynią, ale przedtem jeszcze raz, ostatni, omiotła wzrokiem sypialnię Rosmarine i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Później, skrępowana, długo stała w progu kuchni, nie bardzo wiedząc, czy się odezwać, czy może pójść sobie bez słowa.
Kloe parzyła herbatę i przygotowywała porcelanowe, zdobione w niebieskie liście kubki. Od czasu do czasu stawała zamyślona w połowie drogi; Bluszcz obserwowała ją z zadumą, śnieg sypał za oknem coraz mocniej. Wieczór gęstniał. Pachniał miodem, gorącą herbatą i niedopowiedzeniami.
Kloe wzięła Bluszcz za rękę i usadowiła przy stole, podając kubek. Sama usiadła naprzeciw niej, czekając na dalszy ciąg opowieści. To, co usłyszała, przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
- Jesteś w ciąży. Oczekuj w grudniu dziewczynki. Bardzo słabej, prawdopodobnie kaleki. To, jak dasz jej na imię, zależy już od ciebie. Nie będzie to dziecko niezwykłe, dlatego moja rola tu się kończy.
- Nie wiem co powiedzieć... - głos Kloe brzmiał teraz jak coś obcego i w zupełności nie pasującego do uroczego wystroju kuchni.
-  Czy masz papierosa? - zapytała znienacka Bluszcz - Wiem, że nie powinnam palić, tym bardziej przy tobie, ale ten dzień niemożliwie mnie wykończył. Sama rozumiesz Kloe... Trochę mnie te wizje zniesmaczyły.
- Tak, gdzieś tu miałam paczkę na czarną godzinę... - odparła kobieta otwierając szufladę po swojej lewej stronie - Możesz palić ile chcesz. Mnie ten dzień zniesmaczył na tyle, że wszystko jest mi teraz obojętne. Kontynuując wątek: urodzę kolejną dziewczynkę i będzie ona zwykłym dzieckiem, a nawet kalekim. A co z Rosmarine? Będzie czuła się związana z siostrą?
-  Będzie. Ale tak jak mówię, moja rola tu się kończy. Zajmuję się "styczniowymi maleństwami". Inne od dawna nie wchodzą w rachubę.
Znachorka powoli zaciągnęła się i z wprawą wiekowej palaczki, wypuściła dym.
- Dziwne... Zabrałaś mi dzisiaj nadzieję i dałaś kolejną; zabiłaś i przywróciłaś do życia moje dzieci; wkurzyłaś na dobre mojego męża, a wszystko zdarzyło się niespełna w godzinę. I do tego ta śnieżyca. Jesteś chyba nie z tego świata, Bluszcz. - powiedziała Kloe ściskając mocniej kubek i parząc sobie przy tym opuszki palców.
- Z tego świata, nie z tego, normalna czy nienormalna, to nie ma nic do rzeczy. I nie zmienia faktu, że już dawno powinno mnie tu nie być. Kochana, czy możesz dolać mi więcej tej cudnej herbaty? Naprawdę nadzwyczajna.
- Jasne. - odparła Kloe i wstała od stołu.
Gdy znów odwróciła się w stronę Bluszcz, tej już nie było, a na spodku, tuż obok pustego kubka, tlił się niedopalony papieros.

***

English version soon.

http://www.youtube.com/watch?v=aZp8u6zpGX0

3 komentarze:

  1. Wiem, to już trzeci komentarz dzisiaj. :) Pochłonęłam tę historię raz jeszcze, w całości, czytając na głos swojemu mężczyźnie. Chcemy już kolejną część, dalszy ciąg. Naprawdę świetna opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Witam. Bardzo się cieszę, że się podoba! Ostatnio trochę zaniedbałam pisanie na rzecz słodkiego, urlopowego lenistwa.. Ale wracam niebawem z nowymi, świeżymi pomysłami. Pozdrawiam ciepło, Ciebie i Twojego mężczyznę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. [Wybacz, nie znalazłam spamownika]

    Metodę ukrywania się ćwiczono tysiące lat, a mimo to większość ludzi nigdy nie opanuje jej wystarczająco dobrze, by uciec od kary. Było kilkoro, którym się to udało, lecz Ty zawiodłeś. Teraz jesteś prowadzony do ostatniej, najciemniejszej ze wszystkich celi, w której spędzisz kilkanaście nocy i dni, oczekując na wyrok. W samotności.
    - Oto twój nowy współlokator. – Strażnik wskazuje na pałętającego się za kratami podpalanego szczura, po czym wybucha śmiechem. – Bawcie się dobrze.
    Szczęk zamka nie świadczy o niczym dobrym. Zostałeś uwięziony w miejscu o nazwie Gaol, gdzie zostaniesz skazany lub uniewinniony. Czy jesteś winny? To się okaże już niebawem.
    Strażnicy więzienni wydadzą wyrok, zajrzą w najgłębsze zakamarki Twojego bloga; ocenią, czy jest godny wolności. Od imienia, przez szaty i kieszenie, aż po samą duszę. Czy jesteś pewien, że chcesz stanąć z nimi twarzą w twarz? Wybór należy do Ciebie.

    [fair-gaol.blogspot.com]

    (Powyższy tekst jest reklamą ocenialni blogowej. Jeżeli jej treść w jakikolwiek sposób Cię uraziła, nie interesuje Cię lub zwyczajnie przeszkadza, usuń komentarz)

    OdpowiedzUsuń